Oberhof

Share
Większość widocznych tutaj fotografii została przesłana przez organizatora zawodów.
Wszystkie zdjęcia (moje oraz organizatora) można obejrzeć w galerii podlinkowanej poniżej

Link do galerii zdjęć: https://photos.app.goo.gl/jU6D8u1xsbG1rXpX7

Większość materiałów na tej stronie internetowej dotyczy skeletonu i Showelrace. Biorąc pod uwagę adres „luge.pl” niezbyt to pasuję, dlatego w końcu, po dłuższej chwili nieco materiałów typowo saneczkowych 🙂 Okazja k nich była zacna, gdyż początkiem lutego, od 10 do 13 brałem udział w zawodach „53. Veteranenrennen in Rennrodeln” a właściwie odbywających się jednocześnie i w ramach tegoż „2. Veteranenrennen im Skeleton”. Impreza zorganizowana na torze lodowym w Oberhofie przez Mandy Linz z SV Ilmtal Manebach oraz Ralpha Willema z klubu RRC Walterhausen.

Oczywiście nie była to typowa rywalizacja pucharowa, zaliczająca się do jakiejkolwiek 'sygnowanej’ przez IBSF czy też FIL. Pomimo tego były to jak do tego pory najbardziej zajebiste zawody w których udział. Fakt, że nie było ich bardzo dużo ale zawsze 🙂

Oryginalne ogłoszenie o zawodach umieszczone w Internecie

Samą osobę Ralpha kojarzyłem już od dłuższego czasu. W zasadzie od samego początku mojego zainteresowania sportami ślizgowymi. Robiąc szybkie research w Internecie bardzo szybko trafiłem na jego kanał Youtube „Rodel Freunde Thüringen” – https://www.youtube.com/channel/UCaTVP3FBh9vOSG-gv5Yd0wQ , w tym przejazd na Skeletonie w Oberhofie 🙂 W końcu, bo w zasadzie po czterech latach nadarzyła się okazja aby spotkać się osobiście.

Ralph – pierwszy z prawej

Pierwotne plany zakładały aby w tym terminie brać udział w szkółce, w ramach IBSF Development Program w Igls. Najłatwiejszym i w dalszym ciągu moim ulubionym torze na świecie. Gdzieś tak do połowy lutego plany przebiegały, hm… Zgodnie z Planem. Trener miał okazję widzieć się z osobą odpowiedzialną za DEV Program osobiście, w grudniu 2021 w Siguldzie i na tamten moment wszystko wydawało się załatwione. Manfred Maier nie powiedział na „Dzień Dobry” nie. Odparł, że nie ma problemu żeby w szkółce brał udział za swoje pieniądze taki staruch jak ja, poprosił tylko żeby skontaktować się z nim 2 tygodnie wcześniej aby potwierdzić, czy są jakieś wolne miejsca.

Gdy te ustalone dwa tygodnie minęły zostałem poinstruowany przez trenera aby skontaktować się z Manfredem przy pomocy numeru telefonu, który przy tej okazji dostałem. Niestety komunikacja z nim zakończyła się tak jak poniżej. Oczywiście wysłałem maila. Oczywiście zaznaczyłem w programie pocztowym opcję „Return Receipt” oraz „Delivery Status Notification” i nawet dostałem potwierdzenie, że mail został przeczytany. Manfred musiał więc ręcznie kliknąć „Yes” w swoim programie pocztowym, bo takie potwierdzenia nigdy nie wysyłają się automatycznie.

Odpowiedzi przez email nie otrzymałem. Nie będę ukrywał, że zapanowała we mnie, mówiąc kulturalnie „sportowa złość”. Stwierdziłem, że nie będę się na siłę dopraszać, dopychać ani nawet próbować dzwonić, bo Manfred pewnie by na mnie nie odebrał. Ciekawostki dodaje fakt, że na szkółkę bez problemu pojechał nie kto inny tylko Domokosz Koczszisz. Mój ślizgający się kolega. Prawnik z Budapesztu, starszy ode mnie o kilka lat. Nie wiem co tu zawiodło, czy jakieś przepychanki personalne i wzajemne antypatie. Czy może brak znajomości języków obcych u niektórych. Czy też może pewna „Austriacka Maniera”, nakazująca kontaktować się wyłącznie trenerom i Narodowym Federacjom a nie zawodnikom bezpośrednio.

Stwierdziłem więc, że jak nie Igls to Oberhof. W zasadzie im bliżej wyjazdu, tym bardziej się cieszyłem, że jadę akurat tam. Poznam nowych ludzi, pojeżdżę na nowym dla mnie torze. Będzie fajnie i ciekawie 🙂 Do tego jeszcze wcześniej wprowadziłem kilka zmian konstrukcyjnych w moim skeletonie. Przesunąłem środek ciężkości bardziej w stronę dziobu, wymieniłem też tylny most na twardszy, co miało 'uspokoić’ moją deskę. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że Oberhof pod tym względem jest lepszą opcją. Nie do końca byłem pewien czy te zmiany zrobią to co ja chcę, dlatego lepiej było testować jadąc z połowy toru a nie z topu 🙂

Zanim jednak przejdę do samych zawodów nieco o torze w Oberhofie. Tor ten został wybudowany początkiem lat 70tych w czasach DDR i stał się szybko głównym centrum treningowym dla Wschodnio – Niemieckich saneczkarzy. Celowo wymieniam wyłącznie saneczkarzy, ponieważ obiekt jest bodaj jedynym na świecie przeznaczonym tylko i wyłącznie dla sanek, jednocześnie nie posiadającym w ogóle typowego starty boblsejowo – skeletonowego. Na samym szczycie toru jest Herrenstart i nic więcej. Do tego z zasłyszanych opinii wiem, że ze względu na kształt wiraży nie da się go w ogóle przejechać na skeletonie z samej góry. Nawet kadra niemiecka jeździ nie wyżej niż z Damy.

Patrząc na kształt wiraży istotnie odniosłem wrażenie, że są w jakiś sposób nieco inne, niż te które widziałem do tej pory. Przykładowy wiraż 12, jest bardzo „płaski”, niemalże pionowy i ustawiony pod znacznym kątem do spągu toru, bez „płynnego” przejścia pomiędzy spągiem a ociosem wirażu. Mam nadzieję, że wyraziłem się wystarczająco klarownie 😉

Wiraż nr 12 w Oberhofie (omega w lewo)

Jak się miało również okazać podczas Track Walk i samej jazdy sterowanie na tym torze również jest nieco odmienne od tego z innych. Na tyle odmienne, że podczas rozmowy z Władem Polywaczem ten dopytywał, czy albo On mnie źle zrozumiał albo ja coś przekręciłem 🙂

Pierwsze treningi zaczęły się w czwartek, 10 lutego właśnie od Track Walk. Przy tej okazji warto wyrazić wdzięczność dla samego Ralpha, który tak wspaniale to zorganizował. Ponieważ niestety słabo radzi sobie On z mówionym językiem Angielskim, a przy Track Walk i opisie toru pewne detale są istotne, postanowił poprosić o pomoc tłumacza. Okazało się bowiem, że inny skeletonista startujący w zawodach, prywatnie dobry znajomy Ralpha, pracuję na co dzień z pewnym Polakiem pochodzącym z Kielc. Ralph poprosił więc naszego krajana czy nie mógłby pomóc jako tłumacz niemiecko – polski. Aż mi się głupio i wstyd zrobiło.

Po track walku przyszedł czas na jazdę, najpierw z Jugendstartu. I tu nie bez powodu linkuję artykuł z mojego pierwszego uczestnictwa w zawodach Pucharu Europy IBSF 🙂

Nie będę ukrywał, że stres był. Niby to tylko Jugendstart, czyli miej więcej połowa i tak krótkiego toru. Moim problemem było i wciąż jest to, że robię relatywnie bardzo mało ślizgów. Robiąc mało ślizgów nie da się łatwo „przyzwyczaić się” do jazdy i nieco „uspokoić emocję”. W momencie przyjazdu do Oberhofu miałem na koncie około 30 do 35 oddanych ślizgów. Po powrocie po Track Walk z powrotem na start czułem się identycznie z tym jak czułem się w Igls. Zapomniałem większość rzeczy z tego co zostało mi powiedziane 🙂 Zapomniałem też niestety jak się nazywał kolega z Kielc który robił za tłumacza 🙁

Inna rzecz w tym, że z opinii Przemka Pochłóda wiem, że tor w Oberhofie nie jest ogólnie uważany za łatwy. Może i nie jest to jakaś ekstremalna mordownia ale jak sam Przemek stwierdził

Kto nauczy się jeździć w Oberhofie i Siguldzie ten poradzi sobie w zasadzie wszędzie

Dlatego też przed samym startem czułem się tak jakby nieswojo 🙂 W końcu jednak przyszła ta zwyczajowa chwila „Die Bahn is Frei…” no i pojechałem. Po trzech ślizgach pierwszego dnia byłem w zasadzie zadowolony i to nawet bardzo. Oczywiście nie zrozumcie mnie źle. Dalej byłem wolniejszy niż pozostali uczestnicy treningu ale to nie były jakieś kolosalne różnice. Gdzieś pomiędzy jedną sekundą a dwiema, w jednym ślizgu było to chyba nawet lekko poniżej sekundy. Biorąc pod uwagę, że Ralph jeździ tu w zasadzie całe swoje życie a i w jego opinii moje płozy średnio nadają się na ten tor, to było super. 🙂

Następnego dnia miał miejsce kolejny dzień treningów. Również trzy ślizgi ale dwa już z Juniora a nie z Jugendu. Nie powiem, że byłem tym lekko zestresowany. W sumie doszedłem jednak do wniosku, że Junior jest tylko ok 8m i dwa wiraże wyżej. Z chronometrażu widziałem, że różnica prędkości pomiędzy tymi dwoma startami to jakieś 5 do 8 km/h, czyli niedużo. Trzeba się tylko skoncentrować na dwóch wirażach, K11 oraz K13

Grafika pochodzi z tej strony: https://www.bob-icerafting.de/rennschlittenbahn/

Po drugim dniu treningowym, to już w ogóle byłem z siebie bardziej zadowolony niż po Pucharze Europy 🙂 Nowy tor, start „prawie-najwyżej-jak-tu-startuje-kadra-niemiec”, zero wywrotek, raz tylko poszedłem mocno ześlizgiem bocznym i obdarłem się od obudowy toru. W odróżnieniu od moich problemów z Igls, to prawie niebo i ziemia 🙂

Następnego dnia, w sobotę 12 lutego Oberhof przywitał mnie zajebistą, słoneczną i prawie bezwietrzną pogodą 🙂 Jeszcze przed rozpoczęciem oficjalnych zawodów przeszedłem się zrobić kilka zdjęć.

Tor przechodzi notabene obecnie dość gruntowny remont na okoliczność Mistrzostw Świata w Saneczkarstwie, które mają się tutaj odbyć w 2023 roku. Stawiane są nowe Starthausy a w zasadzie zaplecze socjalne startów, czyli szatnie, ubikację, pomieszczenia dla trenerów itp. Skończony jest nowy Wiegehaus (po polsku można to nazwać „wagownią” albo „budynkiem ważenia”)

Outrun toru w Oberhofie. Po prawej widać kawałek starego Wiegehausu. Centralnie za trybunami widać budynek nowego Wiegehausu. Pomiar czasu jako taki jest zatrzymywany ok 150 metrów toru wcześniej, tuż za zjazdem z Kreizla. Jest to konieczne, gdyż jadąc z jugend, czy juniorenstartu zawodnik ma zbyt małą prędkość aby dojechać w to miejsce.

Sam tor jest otoczony większym kompleksem sportowym. Bezpośrednio obok znajduje się stok narciarski z wyciągiem krzesełkowym, który zresztą przechodzi częściowo nad samym torem. W Oberhofie znajduje się też strzelnica biathlonowa i dość duża sieć tras narciarstwa biegowego. Jest kilka skoczni narciarskich a nawet zadaszona, całoroczna hala do biegów narciarskich w której mróz i śnieg jest utrzymywany nawet w środku lata 🙂

Pewną mgłą tajemnicy i miejskich legend jest otoczony widoczny na zdjęciu, charakterystyczny budynek hotelu "Panorama", pamiętający oczywiście czasy siermiężnej komuny. Wg tychże, głęboko w piwnicach hotelu mieściło się ściśle tajne laboratorium, w którym tuzy niemieckiego przemysłu farmaceutycznego i chemicznego produkowały różnego rodzaju specyfiki, dzięki (a raczej przez które) dorodne niemieckie pływaczki nie przypominają już pływaczki, a nawet w zasadzie kobiety. Bardziej wąsatego Helmuta. Ile z tego jest prawdą pewnie niewielu obecnie wie. Fakt faktem, że jeżeli chodzi o sprawy nielegalnego dopingu, to DDR był tutaj prawdziwym profesjonalistą. 

Przyszedł jednak czas na zawody! Na starcie stawiło się 6 skeletonistów oraz około 35 saneczkarzy. Czułem się w tym towarzystwie wyjątkowo młodo, bo w zasadzie wszyscy byli tutaj w wieku od 30 do nawet 60+ lat. Standardowo jak na większości zawodów sankowych starty odbywały się w kategoriach: Jedynki męskie, jedynki damskie oraz dwójki. Saneczkarze jeździli z jugedstartu w jedynkach oraz ze startu dziecięcego K9/K10 w dwójkach.

Były nawet całe rodziny, rodzicie z dziećmi. Trochę to nawet zabawnie wyglądało, bo na juniorenstarcie skąd jeździli skeletoniści pojawiły się trzy dzieciaczki podczas gdy, ich mamusie były zmuszone zadowolić się jugendstartem, czyli dwoma wirażami niżej. Fakt faktem, sanki są nieco szybsze, dużo trudniejsze w sterowaniu i mają dużo większe przyspieszenie niż skeleton. Na skeletonie z juniora w Oberhofie jedzie się ok 85 do 90km/h podczas gdy na sankach spokojnie robi się 100km/h.

Co do narodowości zawodników, to w zasadzie mieliśmy wyłącznie Niemców. Zza granicy byłem wyłącznie ja oraz widoczny na zdjęciu poniżej, niosący sanki Radek Riha z Liberca. Nie jest to oczywiście nic czego bym się nie spodziewał. Świadczy to jednak o tym, jak bardzo sporty ślizgowe (a głównie sanki) są popularne w Niemczech. Podczas tych trzech dni widziałem tutaj samochody z rejestracjami oraz naklejkami klubów saneczkowych z miejscowości w promieniu kilkudziesięciu, do nawet kilkuset kilometrów od Oberhofu.

Sama ilość klubów biorących udział w zawodach dała mi dużo do myślenia. Było ich tyle samo, albo nawet trochę więcej niż wszystkich klubów saneczkowych w Polsce (czyli łącząc Krynicę, Nowy Sącz, Karpacz, Jelenią Górę i Nowiny Wielkie w Lubuskiem), a przecież uczestnicy Veteranenrennen to tylko jakiś mały procent wszystkich klubów, trenerów i zawodników w Niemczech.

Niesamowite jest też to, że w Niemczech sport ten jest uprawiany nie tylko typowo wyczynowo, przez profesjonalistów ale również w takiej formie jak widoczna poniżej i powyżej, czyli tak pół-wyczynowo-pół-amatorsko-rekreacyjnie. Dowodzi to też, że pomimo ogromnych prędkości jazdy i sporych sił odśrodkowych, nie jest to domena wyłącznie intensywnie trenujących zawodników, o wysokim stopniu wyszkolenia i jakichś „nadludzkich predyspozycjach”. Naturalnie zawodnicy Veteranenrennen są to albo byli zawodnicy pucharowi, albo przynajmniej zawodnicy klubowi a obecnie trenerzy, czyli osoby związane z tym sportem całe życie. Oczywiście aby jeździć na sankach ze startu męskiego i dojeżdżać do mety trzeba robić sezonowo minimum 100, a pewnie i dużo więcej ślizgów. Jak już wspomniałem na tej stronie sanki są turbo czułe na sterowanie, szybkie i wywrotne. Zawsze jednak można się zadowolić damą bądź juniorem, no ale jeździć na Skeletonie. Tam tego problemu nie ma 😉

No to skoro my tu o zawodach, to przejdźmy do moich wyczynów. Oczywiście nie będzie tutaj więlkim zdziwieniem jeżeli powiem, że dojechałem do mety ostatni. No cóż. Brak regularnego treningu dał tutaj mocno we znaki. Warto przypomnieć tym, którzy nie są z luge.pl na bierząco, że poprzedzającym Oberhof treningiem był wyjazd do Innsbruck Igls początkiem listopada ubiegłego, 2021 roku. To ten wyjazd gdzie: rozciekł się termostat w moim samochodzie, mechanik okradł mnie na ponad 1000pln, zgubiłem kask, rozkleił mi się but startowy, miałem problemy z wirażem nr 9, nie miałem przy sobie trenera do pomocy, byłem sam i mógł bym się tutaj jeszcze długo użalać i wymieniać, co dokładnie poszło w tym Igls nie tak.

Łącznie w tym sezonie zrobiłem 15 (słownie: piętnaście) ślizgów. Ilość tak żenująco małą, że aż nawet wstyd ten temat ciągnąć dalej. Mam tylko nadzieję, że kolejny sezon 22/23 obędzie się bez dram „organizacyjno formalnych” na linii związek – trener.

Nie byłem jednak jakoś bardzo zawiedziony swoją jazdą w zawodach. Dużo nie mogłem po sobie oczekiwać, na pewno nie tego, że będę szybszy od Ralpha Willema, czyli trenera który na sankach i skeletonie jeździ większość swojego życia. Zawody te traktowałem jako poznanie nowego toru, a przede wszystkim sprawdzenie skeletonu po przeróbkach. Jak by znowu miał się rozkręcać na części podczas jazdy, to lepiej niech to robi przy 80 kilku km/h a nie przy 120km/h.

Ostatecznie nie było aż tak fatalnie. W drugim ślizgu w konkurencji mój czas to było coś około 2 sekund z małym groszem za pierwszym, czyli w zasadzie całkiem nieźle. Byłem z niego naprawdę zadowolony, bo to był w zasadzie czysty ślizg. Jedynie z lekkim ześlizgiem przy zjeździe 13 wiraża. Zgodnie z poradą daną mi przez Ralfa, który przyglądał się mojej jeździe, trzymałem głowę nisko nad lodem i chodź dalej nie było to tak nisko jak powinno być, to i tak było lepiej niż wcześniej. Niestety ostatni ślizg to było pogrzebanie moich jakichkolwiek szans na cokolwiek. Bardzo spóźniony wjazd na podajże 8 wiraż pociągnął za sobą dalszą kaskadę. Nie wywróciłem się wprawdzie ani nawet nie waliłem po obudowie toru. Jednakże jazda ześlizgiem przez większość czasu do mety spowodowała, że moja strata to było już +7 sekund 🙁

Tak tak. Głowa jest za wysoko. Ale jestem tuż po wyjściu ze startu, także można powiedzieć, że jeszcze się nie ułożyłem poprawnie na skeletonie 🙂

Ostatni ślizg zapamiętam jednak ze względu na coś kompletnie innego. Będąc już na prostej pomiędzy wirażem 13, czyli Omegą w prawo a wirażem 14 czyli Kreizlem pojechałem oczywiście delikatnie ześlizgiem. W tym jednak momencie zdałem sobie sprawę, że za bardzo gapię się na najazd na Kreizel. „Przytuliłem się do lodu”, czyli opuściłem kark prawie dotykając gardą kasku lodu i w tym momencie skeleton samoczynnie przestał jechać ześlizgiem, ustawił się równolegle do upadu toru i tym samym ładnie wjechałem na Kreizla.

Ten z pozoru drobny fakt dużo dał mi do myślenia i dużo nauczył. Oczywiście przyjmowanie odpowiedniej pozycji jazdy zajmie jeszcze trochę czasu. Miejmy nadzieję, że okazję k temu będą się szybko a przede wszystkich bez problemowo nadarzały.

Cała gromadka weteranów w komplecie 🙂

Jaki morał z tej opowieści? Bardzo polubiłem Oberhof. W zasadzie można powiedzieć, że jak dla mnie to stał się on pierwszym torem treningowym. To od Oberhofu planuję zacząć „na rozgrzewkę” następny sezon zimowy. Jazda z Juniora jest tu zdecydowanie łatwiejsza niż w Siguldzie, bo tor wybacza drobne błędy (czego Sigulda absolutnie nie robi) ale jednocześnie nie jest to tor banalny, czy prosty. Ma ciekawą sekwencję wiraży i faktycznie zgadzam się z Przemkiem, że dużo ten tor może ślizgacza nauczyć. Nie tylko sankowego ale również skeletonowego 🙂

You may also like...