W przerwie pomiędzy jednym a kolejnym zgrupowaniem skeletonowym (miejmy nadzieję, że i jakieś zawody trafią się po drodze) warto powrócić do rdzenia i przyczynku dla którego strona luge.pl w ogóle powstała i skąd wzięła ona swoją nazwę. Wróćmy na chwilę do Koziej Góry, wróćmy do najnowszej historii sanek w Bielsku – Białej i opowiedzmy sobie co czeka (albo nie czeka) tą dyscyplinę sportu w moim rejonie.
Nie będziemy się tutaj zajmowali kompletnie historią z przeszłości dalszej niż 20, 30 i więcej lat. Niestety ale nie dysponuję obecnie dostępem do materiałów źródłowych, które pozwalały by tutaj wypowiedzieć się więcej, niż przez pryzmat kilku ogólnych wspomnień o dawniejszych czasach. Te 30 lat jest to horyzont zdarzeń, które pamiętają jeszcze osoby z którymi mam kontakt i na których jako takie potwierdzenie mam innego rodzaju dowody w postaci zdjęć, artykułów prasowych itp itd.
Moim głównym źródłem informacji na temat toru na Koziej Górze są:
- Andrzej „Boguś” Warchoł, który w styczniu 2018 roku opowiedział najodleglejszą historię sięgającą lat sześćdziesiątych. Andrzej po dziś dzień mieszka w Mikuszowicach Śląskich będących od dawna dzielnicą Bielska – Białej.
- Działacze Okręgowego Związku Sportów Saneczkowych w Bielsku – Białej. W dużej mierze trener Krzysztof Orszulik z Pszczyny.
- Wydział Sportu Urzędu Miasta Bielska – Białej z którym wielokrotnie spotykałem się w sprawie odbudowy toru w Bielsku – Białej.
- Nieliczne artykuły prasowe, zdjęcia, prywatne blogi itp itd.
- Własne obserwacje i zdjęcia zrobione na Koziej Górze
- Po części państwo Waluś, obecni ajenci schroniska turystycznego na Koziej Górze. Nierozerwalnie związanego z historia toru.
Wszystkie widoczne tutaj zdjęcia zostały wykonane na przestrzeni lat
2017 - 2020. Można więc przyjąć, że przedstawiają one stan na chwilę obecną
Przede wszystkim należy powiedzieć sobie otwarcie i wyznać tutaj jedną bardzo bolesną ale jednak chyba prawdę
Należy całkowicie zapomnieć o jakimkolwiek torze sztucznie mrożonym w Polsce w przestrzeni najbliższej przyszłości.
Osobiście miałem gorącą nadzieję, że może w końcu projekt w Krynicy Zdrój dojdzie do skutku i tor powstanie właśnie tam, chodź jako osoba, która czuje się Bielszczaninem i obywatelem Beskidów bardzo chciałbym aby taki obiekt powstał właśnie u nas. Niestety moja nadzieja przygasła w momencie kiedy na grupie Facebook przeczytałem informację, że Góra Parkowa została ostatecznie odrzucona jako miejsce w którym taki tor mógłby powstać.
„In memoriam” krynickiego toru.
Leszek Michalik – Saneczkarstwo w Krynicy zdrój, kolebce tego sportu w Polsce
Decyzja została już definitywnie podjęta, nowy tor saneczkowy sztucznie lodzonym nie powstanie na zboczu góry Parkowej. Tak więc historia krynickiego toru w tym miejscu która rozpoczęła się w 1929 roku zakończyła się gdyż nowy tor saneczkowy powstanie na górze Iwonka w Krynicy-Zdroju.
Można mieć różne opinie na temat koronawirusa i szczepionki na niego. Można mieć różny stosunek do wprowadzonych, tzw. 'obostrzeń’. Nie da się jednak ukryć, że nawet gdyby od samego początku zrezygnowano nawet z połowy z nich, to sam fakt obecności wirusa miał, ma i w dalszym ciągu mieć będzie dramatyczny wpływ na finanse a raczej na czekającą nas totalną katastrofę budżetową. Nawet jeżeli zignorowalibyśmy całkowicie wpływ koronawirusa na gospodarkę i uznali, że nie ma on żadnego związku z budową toru w Polsce, to proces przygotowania dokumentacji przetargowej, wyłonienia wykonawcy, projektanta, prac projektowych, wykonawczych, odbiorów itp itd będzie trwał lata. Nawet jeżeli moja taka czy inna kariera w skeletonie będzie trwała 10 lat, to zapewne nie będzie już mi dane jeździć na tym torze.

Wróćmy jednak do Bielska – Białej i Koziej Góry
Historia sanek w moim mieście jest długa, bardzo długa. Sięga czasów nie tyle przedwojennych co w zasadzie przełomu XIX oraz XX wieku. Sanki w Bielsku (bo do 1951 roku Bielsko i Biała były dwoma osobnymi miastami) zostały niejako rozpoczęte jeszcze przez Niemców i od samego początku były nierozerwalnie związane z Kozią Górą.


Oczywiście przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że sanki na których wtedy jeżdżono i sama dyscyplina sportu wyglądała kompletnie inaczej niż dzisiaj. Tor w Bielsku – Białej ulegał rozlicznym przebudowom a w latach 60ych (mój rozmówca nie pamiętał dokładnie – prawdopodobnie 1966 albo 1967 rok) został rozdzielony na dwie osobne części. Górna z nich została zakończona miej więcej w połowie Koziej Góry tuż nad wąwozem i wyposażona w wybudowane wtedy kamienne wiraże. Górny odcinek wygląda teraz tak jak na zdjęciach poniżej. Poniżej znajduje się też dosłowny wycinek z moich notatek sporządzonych podczas spotkania z Andrzejem Warchołem.
Pierwszy tor powstał końcem XIX wieku. Jest to jeden z najstarszych (jeżeli nie najstarszy) w całej Europie. Od góry do połowy to jest już po przebudowie, te kamienne bandy zostały wybudowane później. Kobiety i dwójki oraz juniorzy startowali niżej niż reszta. Przebudowa to było gdzieś w 66~67 ale dokładnie nie pamiętam. W 1965 jak zaczął to się jeździło jeszcze po całym torze. W połowie toru był zbiornik wodny. Wiraże miały swoją nazwę, np Labirynt, Kwaśny, Mokra, Ziemna. Przed przebudową wszystko było wyłącznie drewniane na wirażach a reszta toru była tylko wałem ziemnym.







Oddajmy znowu mikrofon mojemu rozmówcy. Andrzejowi Warchołowi. Poniżej kolejne zapiski z rozmowy z nim, które rzucają światło na jakim sprzęcie i w jaki sposób wtedy jeżdżono. Jak widać niektóre rzeczy (jak technika sterowania) są w dalszym ciągu dość podobne
Pomiar czasu -> Na górze był start a sędzia dawał znać wojskowym telefonem polowym połączonym kablem typu PKL żeby na dole włączyli stoper (przed końcem 60 lat). Potem wprowadzili poprzeczkę i kurtynę świetlną (long costam) która mierzyła automatycznie. Rozrzut czasów zjazdu był duży. Andrzej przewrócił się w lesie, pozbierał sanki z lasu, zjechał a jeszcze nie był ostatni
(...)
(...)
Najfajniejsze były przeciążenia na bandach. Sterowało się naciskiem barku na drążek. Żeby skręcić w lewo naciskało się na prawą płoze z przodu nogą. A barkiem prawą końcówke. Generalnie nie trzeba było dużo sterować, przy wjechaniu w zakręt bada sama "inicjowała skręt". Sanki czasami potrafiły same (bez chłopa) zjechać na dół,
czasami sanki lepiej same jeździły a człowiek tylko przeszkadzał. Jeździć uczyli się w zasadzie samemu ale był jakiś trener. Przez lato chodziło się na sale i był trening ogólnorozwojowy. Na początku oczywiście nie puszczali z samej góry, tylko pewnie gdzieś tam niżej ale dokładnie początków nie pamięta. (...) Sanki produkowali ludzie sami, nakładki na metalowych płóz były robione z piły taśmowej ze zjechanymi zębami. Najlepsze były niemieckie Piltze ale nikogo na czegoś takiego nie było stać. Na początku była obowiązkowa pętla z przodu, nie wolno było bez nich jeździć. Jak się za to ciągnęło to przód płóz się podnosił, tył się pogrążył i działało to trochę jak hamulec.
Jeżdziło się w dresowych spodniach i swetrze z kaskiem od motóru na głowie nie jakaś tam guma.. Na nogach były cholewy (jakieś niby lepsze gumowce, takie wyjściowe ale nie wiem czy dobrze zrozumiałem ). Kombinezony miała tylko kadra. Obowiązkowy był też pas który miał coś zabezpieczyć kręgosłup (?) przed przeciążeniem w wirażach.
Tor był oczywiście lodzony technikami naturalnymi. Brak sztucznego mrożenia nie był zresztą w tamtych latach jakimkolwiek problemem, gdyż zimy były wystarczająco srogie i długie aby tor mógł funkcjonować przez kilka miesięcy bez większych przeszkód. Do lodzenia wykorzystywano wodę gromadzącą się w odkrytym zbiorniku znajdującym miej więcej w połowie trasy. Zbiornik ten istnieje do dnia dzisiejszego. Jeszcze za czasów używania górnego odcinka toru został rozbudowany o drugi, zamknięty zbiornik na wodę do którego wciekała woda bezpośrednio ze źródła. Wybudowano też hydrofornię, która obecnie tłoczy wodę do znajdującego się na szczycie Koziej Góry schroniska Stefanka. Poniżej oryginalne zapiski na ten temat sporządzone podczas rozmowy z „Bogusiem”
Ten mikuszowicach był śniezno-lodowy. Jeździło się na sankach z metalowymi płozami, smarowanymi żeby przejechać pomiędzy wirażami po leżał tam śnieg (smar hormenkolen). Łącznie było 6 klubów w Polsce ale to było na luzie dla zabawy.
(...)
Przygotowanie toru polegało na polewaniu toru wodą z wiadra no i bandy były wykładane taką papką lodową śnieżną. Jak przygotwywali tor do jazdy jechał chłop konno i ciągnął choinkę za sobą żeby odgarnąć śnieg, ewentualnie łopatami. Sanki na góre wywożono konno pod schronisko Stefanka. Oprócz samego betowej ścieżki były tam drewniana obudowa, która miała chronić przed tym żeby nie wylecieć poza tor.
Dolny odcinek toru stał się miejscem to treningów na tzw. sankorolkach. Spąg toru został wyłożony gumowymi pasami transportowymi, które pozyskano z remontu taśmociągu na kopalni Silesia w pobliskich Czechowicach – Dziedzicach. Na samym dole w Mikuszowicach Śląskich znajdowała się meta dolnego odcinka, czyli beczka oraz niezbędne budynki dla obsługi toru, sędziów, szatnie a tym podobnie. Niestety znalezienie jakichkolwiek zdjęć dolnego odcinka z tamtego okresu graniczy z cudem. Jedyne, które udało mi się odszukać znajduje się poniżej i jak widać jest w zasadzie fatalnej jakości i rozdzielczości.

Nie jest wiadome kiedy wykonano powyższą fotografię. Dolny odcinek toru funkcjonował do wczesnych lat 2000tych i zakończył swój żywot przed 2010 rokiem w dość dziwnych okolicznościach, które pokrótce zostaną streszczone poniżej. Działał on na tyle niedawno, że jeździł na nim jeszcze chociażby Przemek Pochłód, obecnie pracujący na stanowisku trenera reprezentacji Juniorów Młodszych na torach sztucznych. Puki co skoncentrujmy się na tym jak dolny odcinek wygląda obecnie






Tor w Bielsku – Białej był postrzegany jako trudny a nawet bardzo trudny. W dodatku był on też niebezpieczny. W tamtych (tj powiedzmy lata 1970..1980) dyscyplina zaczęła ewoluować. Zmieniał się sprzęt, zwiększała się prędkość jazdy a tym podobnie. W związku z tym na torze w Bielsku zdarzało się coraz to więcej mniej bądź bardziej poważnych wypadków, niestety włącznie ze śmiertelnymi (dwoma w odnotowanej historii jego eksploatacji).
"Tor śmierci" w BB, bo było dużo wypadnięć z toru, był trudny technicznie (dużo szykan). W Krynicy w tamtych czasach jeździło się powyżej 100km/h, w BB był wolniejszy ale zdarzało się że na tej betonowej bandzie na koniec ludzie wylatywali, dlatego były jeszcze dodatkowe drewniana nadbudowa nad betonem żeby ludzie nie wylatywali na zewnątrz. Ale tak czy inaczej się zdarzało. W latach 60tych klub saneczkowy w Sopocie (nad morzem) ale na treningi przyjeżdżali do BB.
Na torze miał też miejsce inny dramatyczny wypadek, którego przyczyną było jednak ludzkie zaniedbanie a nie błąd zawodnika podczas jazdy. Mowa tutaj o śmierci Pawła Ryby w 1985 roku. Z nie do końca jasnych powodów przed rozpoczęciem jazdy nie przeprowadzono tzw. „track walk” czyli przejścia przez tor mającego za zdanie m.in. sprawdzenie czy nie ma w nim niczego co mogło by przeszkadzać w jeździe. Niestety okazało się, że wjazd na metę tory był przegrodzony grubą krokwią, którą wkładano tam aby odwieźć rowerzystów od prób nieautoryzowanej jazdy torem. Uderzenie głową z dużą prędkością o tą belkę spowodowało śmierć na miejscu Pawła Ryby.
Z informacji które pozyskałem od moich informatorów po tym zdarzeniu Bielska prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie jednak ostatecznie nikomu nie zostały postawione żadne zarzuty. Tor został wtedy zamknięty na pewien czas ale potem (ciężko powiedzieć po jakim okresie) powrócono do jego eksploatacji.
Jak wspomniałem dolny odcinek toru funkcjonował gdzieś do okolic 2008, być może 2009 roku. Zakończył działalność w dość przykrych i kontrowersyjnych zarazem okolicznościach. Przede wszystkim warto podkreślić, że wbrew temu co możemy przeczytać na Onecie tor jak najbardziej był eksploatowany po wypadku Pawła Ryby. Dowodem jest tutaj kilku moich znajomych i ich znajomych, którzy jeździli na Koziej Górze a są oczywiście dużo młodsi i urodzili się właśnie w okolicach 1985 roku, lub tuż po zakończeniu stanu wojennego. Po roku 2000 na torze wygrywał chociażby Przemek Pochłód
Nie zmienia to jednak faktu, że z biegiem lat nawet dolny odcinek był w stanie coraz bardziej dopominającym się pilnego remontu. Ówcześni lokalni działacze podjęli się oczywiście tego przedsięwzięcia, które z początku przebiegało z sukcesami. Projekt zakładał roboty postępujące od mety aż po start. Rozebrano więc beczkę i budynku przy mecie i……
I tutaj wersja zdarzeń różni się diametralnie pomiędzy działaczami z regionu a Urzędem Miasta Bielska – Białej
Według jednej z wersji UM cofnął pozwolenie na budowę ze względu na zbyt szybkie rozpoczęcie prac a potem po prostu nagle przestał być zainteresowany saneczkarstwem. Według innej zasłyszanej historii wstrzymanie prac było spowodowane nieprawidłowości w wydawaniu, głównie samorządowych pieniędzy. Pogłoski, które usłyszałem mówią o wystawianiu faktur VAT za roboty, które albo w ogóle nie zostały wykonane albo ich rynkowa wartość była zdecydowanie mniejsza niż ta z dokumentów księgowych.
Prawda jak to zwykle bywa leży po środku i najprawdopodobniej już nigdy nie dowiemy się dlaczego po roku 2000 remont toru nie został dokończony. Część osób biorących wtedy udział w sprawie zmarło, część raz na zawsze odeszła ze sportu, środowiska i zrezygnowała z pracy jako trener czy działacz. Skład osobowy UM B-B również uległ przez lata zmianie.
Jak widać po tej stronie obecnie zdecydowanie bliżej mi jest do Skeletonu niż to Sanek. Jest to w zasadzie wyłącznie kwestia pragmatyki. Skeleton jest bezpieczniejszy i dużo łatwiejszy – w krótszym czasie można uzyskać znacznie lepsze wyniki niż w przypadku sanek. Nie oznacza to, że w mojej prywatnej opinii sanki są be. Gdyby była taka możliwość to na sankach (sankorolkach) jak najbardziej bym sobie pojeździł.
Próby reanimacji w roku 2019
Cała sprawa reaktywacji toru w Bielsku – Białej zaczęła się tak naprawdę w listopadzie 2018 roku w Starym Smokovcu na Słowacji. Siedziałem z trenerami pracującymi m.in. dla Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Karpaczu, tj. z Przemkiem Pochłódem i Tomkiem Koćmierowskim, którzy przez prawie godzinę próbowali mnie przekonać, że Bielskie sanki mnie potrzebują. Że jestem osobą, która może przywrócić tam zawodników na torach sztucznych a przede wszystkim postarać się o odbudowę toru na Koziej Górze. Mój pierwszy stosunek do tych zachęt można wyrazić prawie dosłownym cytatem
Przemek k***a przecież ja nie mam pojęcia o tym sporcie. Jak mnie prezydent miasta zapyta gdzie trenujecie to co ja mu powiem? Że w Krynicy na starym torze z którego deski odstają?
Cała ta sytuacja miała miejsce zanim jeszcze pojechałem pierwszy raz do Siguldy na Showelrace (https://luge.pl/index.php/showelrace-slizganie-dla-kazdego/co-to-jest-showelrace/) i faktycznie miałem bardzo mierne pojęcie o czym w tym wszystkim chodzi.
Pomimo mojego silnego postanowienia, że nie ma mowy o tym abym bawił się w działacza ostatecznie nieco nagiąłem moje zasady i zabrałem się za ten temat. Uzyskałem od OZSSan w Bielsku – Białej pisemne pełnomocnictwa i zacząłem dzwonić, wymieniać pisma i chodzić do Urzędu Miasta w Bielsku – Białej. Przy okazji pojechałem w końcu do Siguldy na Showelrace co miało mi dać jakiekolwiek pojęcie jak taki tor funkcjonuje. Na Łotwie we wspomnianej Siguldzie byłem jak do tej pory 10 razy (głównie skeleton i showelrace), co nie tylko dało mi niezbędny trening w wykonywaniu ślizgów na skeletonie (LINK) ale pozwoliło wejść w to jak wyglądają sporty ślizgowe na poziomie profesjonalnym i wyczynowym. Rzecz absolutnie niezbędna aby być jakimkolwiek społecznikiem i wypowiadać się na ten temat.
Początek zapowiadał się nie najgorzej. Urząd Miasta nie powiedział na dzień dobry nie, chodź jasne stało się, że budowa toru klasy olimpijskiej nie wchodzi w grę. Był to jednak czas w którym bardzo intensywnie prowadzono starania o budowę jakiegoś toru plastikowego, przede wszystkim w Karpaczu.

Miałem swoje wystąpienie na komisji Wniosków Rady Miejskiej Bielska – Białej, miałem spotkanie z Prezydentem Bielska – Białej, brałem udział w kilku roboczych spotkaniach w Ratuszu z przedstawicielami różnych biur i miejskich instytucji. W lokalnych mediach pojawił się nawet artykuł na temat koncepcji odbudowy toru i Koziej Góry

Niestety nie było łatwo i proces ostatecznie jak się można domyśleć zakończył się niepowiedzeniem. Kozia Góra stała się niedostępnym rejonem ze względu na obszary Natura 2000 i bardzo duży ruch turystyczny a przede wszystkim rowerowy. Tak naprawdę na Koziej Górze jest kilka różnych (o ile pamiętam cztery) form ochrony przyrody i chodź teren należy do Bielska – Białej, to niby zgodnie z prawem nawet nie dało by się wyremontować istniejącego toru. Niestety polską specyfiką jest to, że jakiekolwiek góry od razu muszą być w jakiś durnawy sposób chronione. Kozia Góra to zwykły las jak każdy inny ale ponieważ wystaję trochę ponad teren, to badum tss Natura 2000 jakieś tam obszary ptasie.
Ostatecznie OZSSan został poproszony o przygotowanie koncepcji toru w innej lokalizacji z silnym naciskiem na okolice ośrodka narciarskiego na Dębowcu (ulica Karbowa w okolicy Hali Sportowej BBOSIR). W tzw. międzyczasie zaczęły się niestety pierwsze zgrzyty (jeszcze przed pandemią). A to się okazało, że OZSSan miał do niedawna jakieś niezapłacone długi, jeszcze w związku z dzierżawą Koziej Góry sprzed lat. A to biuro projektowe z Bielska – Białej absolutnie stwierdziło, że ono już raz z OZSSan współpracowało i już nigdy więcej nie chce mieć ze saneczkarzami cokolwiek wspólnego (pewnie też poszło o pieniądze). A to Hans Rinn, projektant i producent torów plastikowych był absolutnie niekontaktowy a potem odszedł na emeryturę. A to w końcu sami działącze i zarząd OZSSan coraz rzadziej odbierali telefony. Z niektórymi osobami (w tym Panią Prezes!!!!) kontakt urwał mi się już na wiosnę 2019 roku! Coraz bardziej wyczuwałem, że to idzie w bardzo złą stronę.
W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że ponieważ nie mam praktycznie żadnego kontaktu z Bielskimi trenerami i zarządem OZSSan to nawet lepiej żeby ten tor nie powstał. Bo w takim razie kto miałby na nim organizować działalność sportową skoro zarządu i trenerów nie ma? Co ja? Pewnie jeszcze 'pro publico bono’?
Niestety w pewnym momencie trzeba było podjąć decyzję, że sprawę trzeba zakończyć. To już była kwestia dbanie o swoje dobre imię i po prostu nie zrobienia z siebie publicznie idioty. Bez jakichś głębokich namysłów powiedziałem sobie, że chodź jest to bardzo przykre, że w Bielsku ta dyscyplina sportu umiera, to widocznie tak ma być.
Nic nie jest nam dane na zawsze. Być może istotnie Bielskie Sanki nie wykorzystały możliwości i nadużyły czyjegoś zaufania w latach 2000 do 2010. Potem pojawiło się Enduro Trials z lepszym pomysłem na Kozią Górę niż tor saneczkowy. Jak widać ich pomysł działa bardzo dobrze.
Oczywiście ostatecznej destrukcji tych idei dokonał Koronawirus. Gdyby nie on być może jeszcze byłą by szansa na to aby jakikolwiek tor w Bielsku powstał. Jednak w sytuacji w której UM B-B musiał wstrzymywać planowe inwestycję cóż by mówić o czymś co wciąż pozostawało w zakresie spekulacji?
Ja ostatecznie skoncentrowałem się wyłącznie na Skeletonie. Do tej pory jeździłem dopiero na dwóch torach. W ST Moritz i oczywiście w Siguldzie. Staram się nie patrzeć na tor w Bielsku przez pryzmat jakiegoś sentymentalnego romantyzmu. Było, minęło i już nigdy nie wróci. Jest to przykre, żę ponad 100 letni dorobek, pokolenia trenerów i zawodników w zasadzie znika na naszych oczach. Za każdym razem wychodząc na Kozią Górę po starym, dolnym odcinku toru myślę o tym co działo się tutaj, w sumie tak bardzo niedawno. Mam w sobie jakiś żal i smutek ale jak napisałem widocznie tak musiało się stać. Teraz Kozia Góra jest zdominowana przez rowerzystów. Pomysł Enduro Trials chwycił. Oni też nie mieli łatwo aby stworzyć i rozwinąć tą całą infrastrukturę. Są jednak grupą osób, która miała konkretny pomysł i wiedziała jak go zrealizować. Teraz wokół tego pomysłu rozrósł się cały prężnie działający w Mikuszowicach biznes.

A co mi pozostaje poza trenowaniem skeletonu i wyjazdami na zagraniczne tory? Chyba tylko usiąść na nieco zdemolowanym starym starcie męskim koło schroniska Stefanka i puścić sobie nastrojową muzykę
Come closer and see
See into the dark
Just follow your eyes
Just follow your eyes(…)
I hear her voice
And start to run
Into the trees
Into the trees
Into the trees
Suddenly I stop
But I know it’s too late…