Wpis ten miał być pierwornie wywiadem, przeprowadzonym z nową personą w kadrze Skeletonu, czyli Rafałem Czuberem. Stwierdziłem jednak, że dużo ciekawiej będzie zaprezentować jego sylwetkę w trzeciej osobie, z perspektywy ślizgacza trenującego na tym samym zgrupowaniu. Oczywiście pomimo tego, wpis ten jest przez niego przeglądnięty i autoryzowany.
Dużo się ostatnio w naszym związku dzieje. Nowy zarząd, nowy sekretarz, nowi asystenci trenera Olka, nowi zawodnicy. Da się odczuć wiatr zmian. Ja, jak zwykle jestem bardzo mocno zachowawczy i roztropny w swoich planach i oczekiwaniach. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jako insynuacja w stronę zarządu PZBiS. Tu jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Problem jest dużo bardziej skomplikowany i wykracza poza to, co chcę napisać o Rafale, czyli właśnie o naszym nowym zawodniku 🙂
Rafał wziął się w tej bajce trochę na podobnej zasadzie co ja. Ba! Mam w tym swój spory udział! Trafił on bowiem nie tylko na pewną niszową grupę Facebook ale również na tenże blog 🙂 Jeżeli więc Rafał osiągnie ten czy inny sukces w skeletonie (na co ma szansę ale o tym potem), to będę mógł wszem i wobec oświadczyć światu, że godziny spędzone na klepaniu w klawiaturę i prowadzeniu tego bloga, w końcu się do czegoś przydały i przyniosły oczekiwane rezultaty.
Słowem: Rafał Czuber jest kolejnym >>samofinansującym się amatorem<< w naszej Kadrze.
Podobnie jak ja samodzielnie pokrywa wszelakie kosztów zakwaterowania, ślizgów i wszystkiego, czego wymaga dyscyplina. To, że nie trafił do nas z oficjalnej rekrutacji PZBiS nie oznacza jednak, że jest oderwany od sportu. Jako mieszkaniec Pucka, czyli miejscowości nad hm…. tu cięzko zgadnąć: Zatoką Pucką od dziecka był związany z żeglarstwem. Zaczynał jak to zwykle, czyli na Optymistach.
Po latach żeglarstwa, kiedy rozwój sportowy w klubie dotarł do ślepego zaułka Rafał zainsteresował się już czymś bardziej zbliżonym do Skeletonu. Longboardem
Tak tak. Ten jegomość na filmie poniżej, to właśnie Rafał Czuber
Longboard tylko z pozoru wydaje się być mało związany ze sportami ślizgowymi. Niby nie ta pozycja jazdy. Kompletnie różna mechanika toczenia się kółka po chropowatym asfalcie, od ślizgu stalowej płozy po lodzie. Nic jednak bardziej mylnego! Jak pokazały już pierwsze ślizgi Rafał przyszedł do nas z solidnym przygotowaniem. Zarówno siłowym, jak i mentalnym.
Rafał nie jest zwykłym, amatorsko jeżdzącym Longboarderem. Obecnie jest jednym z lepszych zawodników w Polsce.
Sport ten uprawia / trenuje już od przeszło 11 lat – miej więcej tyle ile ja paralotniarstwo. Ma w nim już spore doświadczenie, co widać zresztą po filmach, które są wrzucone / podlinkowane tutaj na stronie. Longboard dał Rafałowi kilka rzeczy, ktore niesamowicie zaprocentowały już od pierwszego ślizgu na zgrupowaniu Siguldzie. Podkreślam: Rafała pierwszego ślizgu w życiu.
Po pierwsze jest to niesamowite wyczucie balansu i sił działających podczas jazdy. Jak widać na filmach, ze względu na stojącą postawę środek ciężkości na Longboadzie jest umieszczony niesamowicie wysoko. Deską (LB) steruje się rownież balansem ciała, z tą tylko różnicę, że jak Rafał sam przyznał tu jeden błąd kończy się wywrotką. Nie trzeba zresztą błędu samego zawodnika. Zjazdy odbywają się na drogach w różnym stanie technicznym. Częto do gleby wystarczy jakiś luźny kamień, grubszy żwir, czy rysa w jezdni.
Po drugie Rafał ma coś, co jest jeszcze bardziej istotne. Coś, co po prawdzie jest głównym czynnikiem rozwoju i skeletonisty. Ma ekstremalnie twardą i silną psychikę. Dużo mocniejszą niż moja.
Uciekając jeszcze na krótko do retrospekcji, Rafał pojawił się w naszym gronie gdzieś w kwietniu, może maju 2022 roku. Po kilku dłuższych (hehe) rozmowach telefonicznych skotaktowałem go oczywiście z trerenrem Olegiem. Jako, że z Pucka do Władysławowa droga jest bliska szybko został „przeciągnięty” przez standardowe testy sprawnościowe. Od samego początku brylował i zwrócił na siebie uwagę trenera Olka. Oleg od samego początku ewidętnie widział i cały czas widzi w nim potencjał. Rafał ma bowiem jeszcze coś trzeciego. Siłę i szybkość. Nigdy nie zrobił jakiejś szerszej kariery w lekkiej atletyce, ale jak sam przyznał mi w rozmowie w czasach szkolnych był często wysyłany na mniejsze, bądź większe zawody międzyszkolne.
No i oto jest Rafał. W całej okazałości po pierwszym dniu ślizgów.

Karierę zawodniczą zaczął jeszcze przed rozpoczęciem sezonu zimowego. Na przełomie września, oraz października wziął udział w zawodach na trenarzeże skeletonowo / bobslejowym zlokalizowanym w Centrym Sportowym >>Olimp<< we Pradze. Zajął w nich miejsce gdzieś pośrodku stawki, co było wynikiem nad podziw dobrym jak na osobę, która jeszcze pół roku wcześniej skeleton widziała wyłącznie na zdjęciu. Przy okazji mojego pobytu razem z resztą grupy sprawdziłem się z nim na dystansie 60m. Czego należało się spodziewać Rafał był ode mnie dużo szybszy, zapewnie nawet o ponad sekundę.
Nie dziwi więc, że trener Oleg widzi w nim taki potencjał, skoro przy obecnym treningu o intesywności podobnej do mojej (albo większej) ma duuuużo lepsze wyniki. No cóż. Rafał w odróżnieniu ode mnie nie był ze sportem na bakier przez pierwsze hm…. 21 lat życia.
No ale my tu mamy o Rafale
A omnie to oczywiście będzie 🙂 W osobnym wpisie 🙂
Jak już jesteśmy przy Czechach i zawodach, to jako ociekawostkę warto pokazać jak wyglądają zawody Longboardowe na poziomie wyczynowym. Nie trzeba zresztą w tym celu odjeżdzać zbyt daleko od Pragi. Wystarczy przenieść się na Kozakov, oddalony o półtorej godziny jazdy samochodem z Pragi. Przy okazji, to fajna miejscówka paralotniowa 🙂
Pierwsze ślizgi na zgrupowaniu w Siguldzie Rafał odbywał typowo jak zwykle, czyli ze startu Juniorskiego. Było to w poniedziałek, 24 października porą późno popołudniową. Ponieważ w przeciwieństwie do mnie, ma on wymiary typowego skeletonisty miał on okazję skorzystać ze sprzętu będącego na stanie związku. Skeleton Dainisa Dukursa (były startowy skeleton Vlada) oraz kask był już w dyspozycji.
Rafał odbył dwa track walki. Jeden w niedziele, jeszcze przed moim przyjazdem, oraz drugi właśnie w poniedziałek. Wyszepiliśmy się w szatni i przygotowaliśmy sprzęt do jazdy. No właśnie przygotowaliśmy 🙂 Kiedy zbliżała się nasza kolej zauwązylem, że płozy Rafała wyglądają tak jakoś dziwnie… hm… Płasko 🙂 Nie wiem gdzie zawiodła komunikacja, być może Rafał źle zrozumiał moje albo trenera instrukcję. Być może nie przeczytał bloga luge.pl wystarczająco dokładnie, bo instrukcja regulacji płóz jest tutaj opisana 😛
Ogólnie staneło na tym, że Rafał pojechał na skeletonie z płozami ustawionymi w położeniu jałowym, czyli całkowicie płaskim. W takim ustawieniu skeleton jedzie właściwie sam. Jest bardzo nieczuły i mało responsywny na jakiekolwiek sterowanie, jest też wolny ponieważ powierzchnia styku płozy z lodem jest bardzo duża.
Zielone światło się zaświeciło. Rafał położył się na desce i….
Rafałku zwolnij xD
Śmiechy śmiechami ale Rafał pojechał wręcz rewelacyjnie. Zrobił dwa równe z czasem gdzieś pomiędzy 40.5 a 41.0 sekund. Prędkość jazdy na speed trap przed 15 wirażem wynosiła ok 80km/h. Dla porównania aby uzyskać moje czasy trzeba by tu dodać tak z 4 sekund 😛
Zrobił rewelacyjny wynik jak na osobę, która pierwszy raz w życiu jedzie po lodzie.
Oczywiście zostało to dostrzeżone przez trenera, który na odprawie po pierwszym dniu w obecności wszystkich wyraził swoje daleko posunięte zadowolenie z takiego debiutu. Następny dzień, to nastepne wyzwania. Tu Rafał mnie w zasadzie zawstydził, bo na trzeci i kolejne ślizgi wybrał się już nie na Juniora (wiraż nr 9) ale dwa wiraże wyżej (na wiraż nr 7). Niesamowite wręcz tempo!
W tak zwanym międzyczasie wyłożyliśmy z Władem jak należy regulować płozy i zgodnie z instrukcją trenera Olega były one ugięte o 10mm nad położenie jałowe. Na tak przygotowanym sprzęcie ruszył do swojego trzeciego ślizgu. No i cóż.
Jak to często bywa Rafał przywitał się czule z lodem za wirażem nr 15 🙂
Nie pamiętam już dokładnie co tam się stało i jakie błędy popełnił. W zasadzie nie ma się nawet nad czym rozwodzić, to w końcu był jego 3 ślizg w życiu. Przy tej jednak okazji nie omieszkałem się zapytać jak tam wrażenia po pierwszej glebie 🙂
Ogólnie Rafał wyglądał po tej przygodzie na niezbyt przejętego. Stwirdził, że wywrotka na Longboardzie przy dużej prędkości, to lecjąca się strumieniem krew plus połamane nogi i ręce. Zgodziliśmy się, że gleba na skeletonie to przy tym w zasadzie sama przyjemność 🙂
Poniżej kolejne ujęcia Longboardowe z Rafałem w akcji
Ale żeby nie było. Filmik jest delikatnie niecenzyralny 🙂
Dowiedziałem się przy tym, że śmiechy śmiechami ale Longboard jest przy skeletonie faktycznie niebezpieczny. Każdego roku na zawodach wyczynowców zdarza się kilka, dwa, może trzy wypadki śmiertelne. Do tego trzeba doliczyć może kilka kolejnych osób bawiących się w ten typ downhillu miej, bądź bardziej amatorsko. Nie jest więc dziwne, że te kilkanaście lat LB wyrobiło w nim twardą psychikę, oraz odporność na absurdalną ilość stresu. Cecha ta miała się jeszcze przydać 🙂
No więc ślizg nr dwa tego dnia, również z tego samego startu. Ja tam grzecznie ujeżdzam Juniora, Rafał idzie dwa wiraże wiżej. Rezultat można porównać do tego powiedzonka o witaniu się z gąską. No cóż. Rafał widział już wyjazd, widział już nawet tą prostą za wirażem nr 15. Tylko nagle się tak jakby polaryzacja zmieniła xD
Udało mu się dojechać do mety dopiero za czwartym razem (w kolejnym dniu), po trzech wywrotkach pod rząd. Można pomyśleć, że to dużo ale trzeba zwrócić uwagę na trenującą razem z nami reprezentację Hiszpanii — jeżdzącą ze startu Damskiego. U nich, pewnemu zawodnikowi taka sztuka udała się dopiero 8 dnia (!!), po kilkunastu wywrotkach jedna po drugiej! To trzeba mieć wytrwałość, gdyż ogólnie duża cześć ich ślizgaczy dojeżdzała z damy z mniejszymi, bądź większymi problemami 🙂
Dąło się zauważyć, że Rafał może i jest może nieco zmęczony, być może lekko zestresowany, ale na pewno nie zdemotywowany. Obity bok wymagał jednego dnia przerwy od treningu torowego, w którym Rafał planował już jazdę z damy 🙂 Twardy człowiek na twarde czasy. Takich ludzi nam trzeba 🙂 Ostatniego dnia mojego pobytu na zgrupowaniu, czyli w piatek, 28 października Rafał wykonał dwa kolejne ślizgi z prostej między wirażami 6/7 (czyli tóż za ciasnym wirażem w lewo) i dojechał do mety. Trener Oleg, zadowolony z linii przejazdu dał zielone światło na starty ze startu „spod damy”, o ile wspomniany bok będzie OK. Wszakże siła odśrodkowa rośnie z kwadratem prędkości. Ja, startując jeden wiraż niżej niż Rafał miałem nieco mniej szczęścia i obecnie dokucza mi ból mostka, po jego bliskim kontakcie z konstrukcją skeletonu xD
Jakie są plany na przyszłość? Ja po zakończonym zgrupowaniu w Siguldzie muszę wracać do Polski. Rafał jedzie z resztą zespołu do Norwegii, na tor w Lillehammer. Być może uda mu się tam wystartować w EC. A co dalej? A to jak zwykle przyszłość pokaże. Łącznie przez miesiąc zrobi więcej ślizgów niż ja, licząc od szkółki skeletonowej w 2020. Mi pozostaje trzymać kciuki.
Krótkie Post Sciptum na temat wywrotek: Rzeczą normalną w skeletonie i w innych sportach ślizgowych jest to, że ślizgi czasami kończy się nieco wcześniej niż na linii mety. Ogólnie nikt nikomu nie obiecuje, że Skeleton będzie prosty i bezpolesny ;) Tym nie mniej oranie bokiem lodu nie jest zbyt przyjemne. Oprócz poobdzieranej skóry jest to najczęściej dość demotywujące. Nie żeby się tego bać, bo ból jest zjawiskiem raczej przejściowym. Prędzej działa to na zasadzie, że chciało by się już wyżej i szybciej a tu nie wychodzi. Od zawsze twierdziłem jednak, że ten sport dzieje się w 50% nie na lodzie tylko w psychice zawodnika. Przecież to w końcu sport ekstremalny.
1 Response
[…] Rafał Czuber […]